8. Aleksandra Ziółkowska – Boehm – fragment książki Z miejsca na miejsce
Aleksandra Ziółkowska – Boehm
Z miejsca na miejsce
Sierpień, 1939 r.
Roman Rodziewicz na zaproszenie sióstr przybył do Siedlec, skąd razem pojechali do Warszawy. Odwiedzali nocne lokale, zachwycali się feerią świateł, bawili się. Ówczesna Warszawa go urzekła. Wrażenia z pierwszych odwiedzin piętnaście lat temu, kiedy objechawszy statkiem wszystkie portowe stolice świata powrócił do kraju, zatarły się. Rodzeństwo pojechało dalej do Brześcia nad Bugiem odwiedzić wuja Romana Kuleszę, kapitana broni pancernej. Roman zaprzyjaźnił się z adiutantem generała Kleeberga, rotmistrzem Janem Michałowskim, który wraz z wujem i zgłaszającym swą pomoc generałem chciał ściągnąć Rodziewicza do czołgów. Wszędzie wokół mówiło się o wojnie, że wybuchnie niebawem. Panował nastrój podniecenia – to okres szybkich decyzji, gwałtownych poczynań.
Roman miał ochotę na przejście do czołgów, ale okazało się, że na wszystko już za późno – wybuchła wojna. Rodzeństwo wróciło do Siedlec. Pełna mobilizacja. Radio nadawało: Uwaga, uwaga, nadchodzi… Na pożegnanie Zofia zawiesiła mu na szyi przywieziony kilka tygodni wcześniej z Lourdes medalik. Z jednej strony widniała Matka Boska, z drugiej święta Bernadetta. Prosiła, by się z nim nie rozstawał. Z medalikiem tym przyjdzie mu przeżyć wiele ciężkich chwil, a po latach będzie go trzymał jak relikwię.
Odprowadzony przez siostry na stację kolejową pojechał do Wołkowyska, gdzie stał szwadron zapasowy jego pułku. Na miejscu spotkał Józefa Alickiego. Znał go wcześniej z ćwiczeń z 4 Pułku Ułanów Zaniemeńskich w Wilnie. W lipcu 1939 roku, w dniu święta pułku, razem byli odznaczeni. Polubili się, zaprzyjaźnili, rozstając – przyrzekli sobie być razem, o ile wieści o zbliżającej się wojnie okażą się prawdziwe. Teraz otrzymują broń, umundurowanie, odbywają lekkie ćwiczenia. Roman poznaje nowych oficerów. Między innymi Karpińskiego, Kozakiewicza, Urbankiewicza, z którymi przyjdzie mu dzielić los w oddziale majora Dobrzańskiego. Na trzeci dzień przychodzi rozkaz, żeby wymaszerować z Wołkowyska w stronę Białegostoku. Zatrzymują się w oddalonej kilka kilometrów od miasta wsi Jaźwa. Następnego dnia jest nalot na Wołkowysk. Roman zostaje dowódcą plutonu obrony przeciwlotniczej. Wszyscy, także zgłaszająca swą pomoc ludność cywilna, kopią rowy. Nadlatują samoloty niemieckie i zrzucają bomby. Zrujnowany zostaje kościół i kilka kamienic. Roman zbiera pluton – na jego polecenie żołnierze kładą się strzelają do nadlatujących falami samolotów. Byli wyposażeni w jeden cekaem, dwa erkaemy i kawaleryjskie karabiny kbk. Żadnego samolotu nie strącili, mogli zaś tylko spowodować akcję odwetową. Za to samowolne strzelanie Rodziewicz otrzymał swój pierwszy w czasie wojny raport karny.
Po marszu w stronę Białegostoku zawracają, idą w kierunku Grodna. W miejscowości Hołynka dowiadują się, że Armia Czerwona przekroczyła granicę Polski. Roman widzi porzuconą przy drogach broń, sprzęt wojskowy. Ogarnia go uczucie wstydu, beznadziejności, rozpaczy. Nie chce wierzyć, że zbliża się koniec wolności. Z Kołynki kierując się na Wilno, mijają Grodno, po czym po trzydziestu kilometrach zawracają znowu na Grodno. Zatrzymują się w Ostrynie. Roman spotyka majora Henryka Dobrzańskiego, dowódcę 102 Rezerwowego Pułku Ułanów. Idą w kierunku Grodna oddalonego o dwanaście kilometrów od Ostryny. Zbliża się wieczór. Wchodzą do miasta. Widzą łuny pożarów, słyszą strzały. Na ulicy Orzeszkowej stoi spalony czołg, w zaschniętej kałuży krwi leży trup żołnierza. Jest noc, oglądają to w świetle latarń. Idą dalej, napotykają raz po raz trupy żołnierzy. Robią wypady, niszczą gniazda rebelii, likwidują każdego, kogo spotykają z bronią w ręku. Po dwudziestu czterech godzinach przychodzi rozkaz, żeby wycofać się w Kanał Augustowski.