1. Danuta Tyszyńska – Kownacka-Wspomnienia o Ananiaszu Rodziewiczu (1810-12 VII 1877)

DANUTA TYSZYŃSKA-KOWNACKA

„ŻURNAL DOMOWY”

Rodzina Rodziewiczów należy do starych rodów kresowych. Pieczętowała się ona herbem „Łuk napięty”, Z herbarzy wiadomo, iż jeden z przodków, Seweryn Rodziewicz, służył w husarach w oszmiańskim powiecie, Franciszek Rodziewicz natomiast był plebanem w Leplu.

Ananiasz Rodziewicz pochodził z ziemi mińskiej. Urodził się w roku 1810. Należał prawdopodobnie do ludzi wykształconych. Umiał czytać i pisać, interesował się polityką. Jego brat był profesorem matematyki w mińskim gimnazjum. Była to tzw. szkoła „Maryjska”, założona przez Marię Fiodorowną. Ananiasz odznaczał się poczuciem humoru, walorami towarzyskimi, rozrzutnością i szerokim gestem.

W roku 1842 lub 1843 pojął za żonę Annę Raczkowską, dziewczynę z wielodzietnej rodziny ziemiańskiej pochodzącej z Mińska. Anna, szczególnie uzdolniona muzycznie, jeszcze jako młoda panienka dawała publiczne koncerty. Po zamążpójściu zrezygnowała jednak z występów i bez reszty oddała się życiu rodzinnemu. A nie było ono najłatwiejsze. Rodziewiczowie po ślubie osiedlili się w rodzinnym mająteczku Parycze, położonym w okolicach Bobrujska. Anna urodziła Ananiaszowi jedenaścioro dzieci. Czworo z nich – Michał, Jan, Anna i Adelajda – zmarło po urodzeniu, pozostałe rodziły się kolejno w latach 1844 (Ewelina), 1847 lub 1849 (Olga), 1850 (Maria), 1852 (Anna), 1857 (Apolonia), 1858 (Zofia) i na końcu w 1860 r. długo oczekiwany syn Adam. Ananiasz skłonnością do życia towarzyskiego i beztroskim usposobieniem, a Anna gościnnością i talentem muzycznym skupiali w swym domu rodzinę i chętnie tu zjeżdżających sąsiadów.

Życie typowego sarmaty, lubiącego w towarzystwie dobrze zjeść i wypić, duża rodzina i trudne na ówczas układy gospodarcze spowodowały, iż Parycze podupadły. Po 1863 r., tak ze względu na stan finansowy gospodarstwa, jak i prawdopodobnie na konieczność kształcenia dzieci, Rodzie wiczowie przenoszą się na stałe do Mińska i stopniowo sprzedają rodzinny majątek — ziemię, lasy.

Dom w Paryczach był niewielki, drewniany, otoczony drzewami. Ten, do którego przeniesiono się w Mińsku był także zbudowany z drewna, lecz osadzony na wysokiej kamiennej podmurówce. Stał przy zbiegającej w dół ulicy Magazynowej. Miał kilka pokoi, w tym gabinet ojca i pokój z fortepianem. W domu Rodziewiczów mówiło się wyłącznie po polsku, choć urzędowym językiem wprowadzonym w okresie zaborów był rosyjski. Starsze dziewczynki chodziły do miejscowego gimnazjum, młodsze uczyły się w domu i pomagały matce w gospodarstwie. Olga, Maria i Adam wykazywali szczególne zdolności muzyczne, a inne dzieci były z muzyką osłuchane na co dzień.

 

Rodzina w Mińsku żyła już znacznie skromniej niż w Paryczach, mimo to liczba przebywających w domu gości (rodziny i znajomych) była zawsze znaczna. Stałym bywalcem był brat Anny Hieronim. Często zaglądały tu także jej siostry – Aurelka, Józefa z Raczkowskich Oleszkiewiczowa, z mężem i córkami, a także Kasia z mężem Hilarym oraz dziećmi Józia i Olesią. Częstymi gośćmi byli także: kuzynka Katarzyna Burowa z mężem, mieszkająca w Moryniu, szwagier Cezary, krewni Boguszewscy, Teofila Kołuba z mężem, Maria Śliźniowa z mężem, Offenbergowie, Michałowscy, Waserczukowie, Plewakowie oraz liczni przyjaciele z Bobrujska, m.in. Radziszewscy i Rogalscy. Niekiedy na ploteczki wpadała Maria Skrzyńska, czy Zofia Piskorska. Towarzyskie stosunki utrzymywano również ze Święcickimi, do których często biegały dziewczynki. Stale w domu mieszkała rówieśniczka dziewczynek kuzynka Ancia. W zażyłej przyjaźni była także rodzina Rodziewiczów z domowym doktorem Brenajzenem czy adwokatem Łapą, załatwiającym wiele rodzinnych spraw majątkowych. Wpadała tu także młodzież asystująca dorastającym panienkom (m.in. wyśmiewany Leukadek). Na pogaduszki z Anną przychodziła czasem Radziszewska. Gościnność i otwartość tego domu była ogólnie znana, a stół nigdy nie był pusty. Zawsze znalazła się na nim przynajmniej herbata i konfitury dla gości. Wieczorami panowie grywali w karty, najczęściej w lubianego przez Ananiasza jerłasza. Rzadziej chodzono do teatru, na koncerty lub oglądano występy przyjezdnych kuglarzy i akrobatów. Długo przeżywano i omawiano niezwykłe wydarzenia, jak np. wylanie rzeki Świsłoczy, pożar okolicznych domów czy wizyta w gimnazjum carskiego dygnitarza. Należy przypuszczać, iż Ananiasz – z natury humanista – nie miał żyłki gospodarskiej ani zdolności handlowych, nie był też mocniej przywiązany do ziemi. Posiadał natomiast zdolności rymotwórcze i był doskonałym obserwatorem. Codziennie opisywał wierszem ważniejsze wydarzenia z życia rodziny i najbliższego otoczenia (zaczął to prawdopodobnie czynić już po przeniesieniu się do Mińska). Pisał je przez wiele lat na długich paskach papieru, zaostrzonym gęsim piórem maczanym w inkauście. Zapiski owe zwał „Żurnalem domowym”.

Jak można sądzić ze wzmianki w książce L. Życkiej i M. Leskiej Działalność popowstaniowa Polaków na Ziemi Mińskiej, wierszyki, a może także inne utwory A. Rodziewicza, miały w Mińsku wielu czytelników, jak bowiem piszą autorki: „W latach: 1860-1878 społeczeństwo polskie w Mińsku posiadało swą gazetę nieoficjalną, jeśli tak można nazwać ukazujące się nieperiodycznie, odręcznie pisane ulotki, dotyczące ważniejszych zdarzeń, zachodzących w życiu miejscowych obywateli. Odzwierciedlały one spokojny w owym czasie żywot mieszkańców tego prowincjonalnego miasta i skalę zainteresowań społeczeństwa polskiego. Autor tych ulotek i fraszek zawsze wypowiadał się w formie rymowanej i w swych wierszykach żartobliwych z dowcipem ale bez złośliwości, nieraz kreślił sylwetki poszczególnych osób z towarzystwa miejscowego. Autorem, o którym mowa, był znany obywatel miasta Mińska Ananiasz Rodziewicz” (Życka, Leska 1939, s. 128).

Wierszowane strofy zbierane były według dat i składane w paczki. Schowano je na dnie kufra, który – wraz z frakami Rodziewicza – powędrował do córki Apolonii. Wyszła ona za mąż za Gabriela Żórawskiego. Stary kufer stał sobie spokojnie w istniejącym do dziś tzw. „Dworzańskim Domu”, rezydencji marszałka szlachty polskiej, przy ul. Podgórnej (późniejsza ul. Karola Marksa), gdzie zamieszkali Żórawscy i gdzie Gabriel pełnił funkcję sekretarza. W 1920 r. do Mińska wkraczają bolszewicy. Córka Żórawskich, Jadwiga, opuszcza miasto, gdy już płoną przedmieścia, zabierając ostatnim transportem staruszkę matkę. Część chwytanych w popłochu rzeczy wrzuca do starego kufra, nie patrząc, co w sobie już mieścił. I tak stary kufer dostał się do Warszawy. Na miejscu ze zdziwieniem stwierdzono, że na jego dnie znajdują się nikomu niepotrzebne stare fraki dziadka i jakieś szpargały. Była to właśnie część wierszyków Ananiasza, pisanych na początku 1874 r. Skoro przebyły taką dziwną drogę, postanowiono je dalej przechowywać jak talizman rodzinny.

W 1939 r. dom, w którym mieszkałyśmy z matką (Jadwigą z Żórawskich Tyszyńską) został częściowo zburzony przez bombę. Pamiątki jednak ocalały. Przeżyły także ciężki okres okupacji na Pradze, kataklizm Powstania Warszawskiego oraz dalsze tarapaty rodzinne i kilkakrotne przenosiny.

Pożółkłe kartki przemawiają starym językiem kresowym i niekiedy niezbyt zgrabnymi strofami, oddającymi jednak atmosferę życia jednej z rodzin podupadłej szlachty mińskiej. Za młodu nie przywiązywałam większej wagi do takich szpargałów. Wiedziałam jedynie, że gdzieś daleko, w jakimś Mińsku, zupełnie mi nieznanym, matka moja pozostawiła część swego serca, wspomnienia z dzieciństwa i lat młodości. Dopiero po śmierci matki (rok 1977) zaczęłam zastanawiać się nad przyczynami tego przywiązania. Wówczas to po raz pierwszy obejrzałam owe wierszyki pradziadka z wielkim zainteresowaniem. I stanął mi w oczach świat sprzed ponad stu lat, jakże odległy, a jednocześnie bliski. Niestety, ocalałe kartki dotyczą tylko bardzo krótkiego okresu, tj. lutego i marca 1874 r.

Było to na kilka lat przed śmiercią Rodziewiczów. Trzy ich córki były już wówczas dorosłe, młodsze to jeszcze podlotki. W tym okresie najstarsza córka Ewelina, wraz z mężem Józefem Piekarskim – naczelnikiem oddziału powstańczego działającego w roku 1863 na Nowogródczyźnie – przebywała na zesłaniu na Syberii, a pozostała w Mińsku rodzina przeżywała właśnie wydarzenie sporządzania zbiorowej fotografii, która „przez okazję” miała być wysłana Ewelinie (zapis w „Żurnalu” nosi datę 27 lutego 1874 r.):

Z Ewelina – cóż poradzić,
Fotografiję wykrzywi,
Musiałem fotografować;
Z nosem, gębą nawet usta […]
Okołow [fotograf – dop. D.T.-K.] gdy zaczął sadzić,
To się damom niepodoba,
Sądziłem, że chce mnie schować […]
Stoję zatem w ich obronie;
Męczą wielu przychodzących,
Może tylko była próba
Co się fotografowali;
Jednak zrobił mojej Żonie […]
Żelaznych pieców gorących
Gdy zaczął sztuki wyrabiać,
Niechaj odtąd tak niepali […]
Objaśniał się, że niechcąco;
Niech się Okołow niedziwi,
Musiał drugi raz przerabiać
Iż gorońcość rzecz niepusta.
A trzy razy, że gorąco […]

Jak stąd wynika, procedura robienia fotografii była niezwykle uciążliwa i zawodna. Z innego wierszyka wiadomo, że gotowa fotografia nie zawsze spotykała się z aplauzem portretowanych osób (zapis z 11 marca 1874 r.):

[…] W pretensyi większej matka,
Iż niewyszły młode rysy,
Zaś cierpliwie znosił Tatka,
Iż pięć razy wyszedł łysy […]

Wspomniałam już, iż fotografia robiona z myślą o Ewelinie miała być wysłana przez tzw. „okazję” (zapis z 3 marca):

Z Bobrujska Waserczukowa [znajoma rodziny – dop. D.T.^K.]
Wczoraj zrana powróciła;
Okazyia w nocy nowa,
Prześliczna się nadarzyła.
Z córką mam korespondować
Przez turystów tych bobrujskich […]

Wiele miejsca poświęcono w „Żurnalu” życiu towarzyskiemu. Na poszczególnych stronach „Żurnala” pojawia się cała galeria postaci – rodziny, znajomych, sąsiadów i in. Dom Rodziewiczów był bowiem – jak już zaznaczyłam – domem otwartym, a odwiedziny rodziny i przyjaciół stanowiły atrakcję każdego dnia. 22 marca A. Rodziewicz pisał np.:

Jak męszczyznom, tak niewieście,
Niech to będzie już wiadomem;
Gospodarzom żyjąc w mieście,
W blizkim somsiedstwie dom z domem.
Być powinni znajomerai,
Ten stosunek im potrzebny […]

Innym razem (18 marca) w „Żurnalu” zanotowano:

Dla niedzieli to jest sztuka,
Że niebyło u nas gości;
Prócz Durowej i Kaziuka,
Sądzę z tej okoliczności;
Iż panienki wyjechały,
Do Święcickich aż w Koszary;
Dla młodych interes mały,
Gdzie świątkuje jeden stary […]

Ananiasz uważał, że fakt mieszkania w mieście nobilituje i zobowiązuje do większej moralności (zapis z 4 marca):

[…] Na wsi może tym [pieniędzmi – dop. D.T.-K.] i zwodzi,
Chłopki, szlachcianki namiętne;
U nas w mieście nieuchodzi,
Gdzie panny cnotą ponętne!

Życie towarzyskie w domu Rodziewiczów było niezwykle ożywione, tym bardziej, że pozostawały tu jeszcze trzy panienki na wydaniu (Zosia, Pola i Ancia). Panienki miały dopiero po kilkanaście lat, lecz rodzice poważnie już myśleli o ich zamążpójściu (zapis z 23 marca):

[…] Nie wiem, czy tych dwie ożenię.
Gdy tańcować chce panjenka;
Znaczy się nie myśli stale,
Chce się jeszcze poswawolic;
W Wielkim poście więc im wcale,
Niemogę na to pozwolić […]

Jedynie w dniu św. Józefa, przypadającym w okresie Wielkiego Postu, wolno było młodym „poswawolic”. 19 marca był też dniem, w którym wielu mieszkańców Kresów obchodziło imieniny. 19 marca 1874 r. Ananiasz pisał:

O Józefie, mój Patronie,
Na chrzcie świętym bierzmowania;
Byłeś i bądź nam w obronie,
Od grzechów napastowania.
Przeciw miłości bliźniego,
Pomóż kochać i złych ludzi;
Rozkaz Ukrzyżowanego,
Serca nasze niech podbudzi;
Gdyż na biednym naszym świecie,
Więcej zawsze mamy złego;
I zasługą nie jest przecie,
Kochać człowieka dobrego […]

Tego dnia była również dyspensa od postu, który był znacznie ostrzejszy niż obecnie. Z relacji rodzinnych wiadomo, że w dni postne spożywa¬no przede wszystkim warzywa, głównie kartofle. Sporządzano także tzw. „winegrety” (zapis z 14 marca):

[…] Gdzie jest wszelka mieszanina,
I kapusta, i buraki,
Fasole różna jarzyna,
Z ogórkami pasternaki.
Pomieszana słodycz z kwasem,
Co tak lubi bardzo wielu […]

Jeden z wierszyków, napisany 7 marca, przestrzegał przed łamaniem postu i popełnianiem innych grzechów:

Wczoraj dzwonu każden słucha,
Kto w nieskromnej żył rozpuście;
Dzwoni na Was Środa głucha,
Myślcie ludzie o odpuście;
Kto w postu pierwszej połowie,
Mięso jeść sobie pozwalał;
I psuł zbytkiem swoje zdrowie,
Lub sumienie czyste zwalał;
Któż w czemkolwiek niewykroczył,
Z was grzesznicy płci obojej;
Prawdę w kłamstwo przeistoczył,
Pozwalając gębie swojej […]”

Poza Wielkim Postem natomiast posiłki były obfite.Często – jak wynika chociażby z informacji zanotowanej 26 marca, na śniadanie podawano bigos:

[…] Na śniadanie nim bigosu,
Gorońcego mnie podano;
W wieczór już innego losu,
Doświadczyłem niźli rano […]

Z opowieści rodziny wiem, że jadało się tłusto i smacznie, a gospodynie wiele czasu poświęcały na przygotowanie smakołyków. Jedzono dużo mięsa, a znacznie mniej jarzyn – najczęściej kapustę, ogórki, pasternak. Na święta pieczono wspaniałe baby i ciasta. Zakrapiano przyjęcia wódeczką, zwykle kminkówką, którą z niemiecka zwano „Kimel” (kilkakrotnie wspomina o niej także Ananiasz w swym „Żurnalu”). Za stołem siadała wieloosobowa zazwyczaj rodzina. Liczono się też zawsze z możliwością przybycia nie¬spodziewanych gości. Przybysza przyjmowano hojnie, a odwiedziny pocią¬gały za sobą konieczność złożenia rewizyty (zapis z 20 marca):

[…] Dla mnie z kątów wydobywał, I na stole wraz postawił;
Wina butel niezaczęta,
Dobre postrzegam z koloru;
Śledzi birskich jak prosięta
Salcesonów i kawioru;
Odmawiam tedy paciorki,
Bądź na zawsze Boska wola;
Wtem wpadają nasze Córki, Olga,
Ancia nawet Pola;
Więc dla delikatnych ptaszek,
Trzeba lepszej i wygody;
Ciastek, cukierków Wujaszek
Natychmiast dobył z komody [,..]

Ulubioną rozrywkę Rodziewicza, zwłaszcza w długie, zimowe wieczory, stanowiła gra w karty – w tradycyjnego preferansa lub dziś już nie spotykanego jerłasza. 13 marca Ananiasz pisał:

Jerłasz wczoraj był z humorem,
Albowiem z Sędzią podpitym;
Obywatel z profesorem,
Łysy i z nosem przebitym;
Ciął absurda jako pijany,
Łysy bardzo grał szczęśliwie;
W umiejętność zaufany, Obywatel czuł dotkliwie;
O przeciwnym swoim losie,
Ucząc jego kiepscy gracze;
I po przełamanym nosie,
Bili zwycięzko partacze […]

8 marca czytamy natomiast:

[…] Będąc już przygotowany,
Niegrać w jerłasza wieczorem;
Michałowski niespodziany,
Przyszli do nas z profesorem;
Więc igra się zformowała,
Bardzo nawet niespodzianie;
Wczem pociecha dla mnie cała,
W stękającym teraz stanie […]

Z dalszych strofek wynika, że gra była okazją do rozmów na różne tematy, np. o polityce. Narzekano też na miejscowe gazety:

Mianowicie nasze zuchy,
Młócą w karty jakby w cepy;
Bo Waserczuk teraz głuchy,
Michałowski trochę ślepy;
Więc nim jeden włoży waty,
Drugi oczy swoje przetrze;
Wspominali Unijaty,
Że nie służy im powietrze;
Tak u nas, w Królestwie polskiem,
Nam podobny katar mają;
Jakoby już do nich wojskiem,
Z nabitej broni strzelają;
Że to lud bardzo uparty,
Niechce zmieniać swojej wiary;
My tymczasem grali w karty,
Nie dając gazetom wiary;
Lgą częstokroć przez swawole,
Jak śnieg przeciwko naturze;
Bezład może być i w dole,
Gdy się dzieje tak i w gurze! [!]

W „Żurnalu domowym” można także znaleźć informacje o zdrowiu autora wierszyków, jak też o pogodzie, od której zależał jego nastrój i samopoczucie: 9 marca Ananiasz zapisał:

Wczoraj czując lepsze zdrowie,
W piecu palić niekazałem;
Ciepło było co się zowie,
Od zimna wszak ucierpiałem;
Gardło boleć mnie zaczęło,
Kłuło w piersi, takoż w plecy;
Takim zimnem owionęło,
Ciągle się parłem do piecy […]

12 marca:

Pogodą się zachwyciłem,
Podobną ładnej dziewczynie;
Nigdzie wszak nie wychodziłem,
Nim zupełnie katar minie;
Zwykle bowiem on na wiośnie,
W równym z panną bywa losie;
Tak na drożdżach u mnie rośnie,
Tamta w sercu, a ten w nosie […]

26 marca czytamy:

Uroczystość Zwiastowania,
Dzień wczorajszy był w pogodzie;
Takiż będzie Zmartwychwstania,
Uprzedzenie jest w narodzie […]

Z wierszowanych zapisków A. Rodziewicza wiadomo też np., że zima 1874 r. była w Mińsku bardzo ciężka i śnieżna. Zapis z 25 marca in¬formował, że wiosną przyszły silne roztopy, tak że pobliska Świsłocz obficie wylała. 20 marca natomiast zapisano:

Święty Józef w niepogodzie,
Strasznej wczora się objawił;
I po śniegu, i po wodzie,
Z powinszowaniem się stawił […]

Gdy pogoda dopisywała, Ananiasz wyprawiał się do miasta zbierać nowinki do swego „Żurnala”. 18 marca zapisał w nim m.in. informację o występach wędrownych akrobatów:

[…] Lepiej pójść na Akrobaty;
I gawronić tam publicznie,
Jak oni chodzą po sznurze;
Gdybyż później detalicznie,
O miastowej awanturze;
Opowiedzieć mnie by mogli,
Niebyłoby wtenczas żalu;
Jóż [!] by tym samym pomogli,
Coś napisać do Żurnalu […]

W swoich wierszykach Ananiasz komentował ważniejsze wydarzenia z życia miasta. 28 lutego napisał np. o wizytacji carskiego dygnitarza w miń¬skim gimnazjum, mającej m.in. na celu sprawdzenie znajomości języków obcych przez uczennice:

Telegramma wczoraj z rana,
W Gimnazyi odebrana;
Że Prync Oldenburski jedzie,
Wraz Egzaminować będzie;
Nie z Algebry i Fizyki,
Czy posiadają języki;
Biedne tedy panieneczki,
Muszą wystawiać bez sprzeczki […]
Czy są potrzebnej długości
Na wzór dowzrosłej imości;
Niemki, Francuzki, Angielki,
Które mają bardzo wielki;
Takich właśnie potrzebują,
Dlatego Egzaminują;
Czy nie kaleczą Polszczyzną,
Prync przebacza gdy Ruszczyzną;
Której panny język trąci,
Względów Jego niezamąci […]

Wizytacja jest również tematem wierszyka z 1 marca. Autor szydzi tu zarazem z nadmiernej gorliwości dyrektora szkoły oczekującego na przyby¬cie wizytującego ją dygnitarza:

Pierwszy marca w strasznej burzy,
Z śniegiem błoto po połowie;
Odpowiedny do podróży,
Tak zwykle robią panowie;
Szlachcic tylko w dni pogody,
Bez karety zafendulski;
Że wyieżdża są dowody,
Bo dzisiaj Prync Oldenburski;
Do Gimnazistek się wprasza,
Fatygując profesorów […]
Napędzając pannom strachu,
I dyrektor im wtóruje;
Puścił z pokostem zapachu,
Galopem wszystko maluje;
A conajwięcej podłogi,
Każe jak lustro szlifować;
Gdyż ślizgając swoie nogi,
Lżej będzie Egzaminować […]
A innych zaś na ulicy,
Blade i prawie bez ducha;
Trzęsą bardzo urzędnicy,
I dyrektor swego brzucha;
Co się rzadko im tak zdarza,
Dobrze by to, gdyby gęściej;
Ten Cioteczny brat Cesarza,
U nas w Mińsku bywał częściej […]

A. Rodziewicz mocno przeżywał walkę z Kościołem i kasację unitów oraz sprzedajne zachowanie księdza renegata. 15 marca zapisał:

[…] W parafii Peterzburgskiej,
I soboru Kazańskiego;
Na kształt naszej złotogórskiej(1),
Przykładem Męczykowskiego(2);
Jakaś baba krzyż ukradła,
Ktoren pierwiej całowała;
Tutejsza by nieodgadia,
Gdzie ona Jego schowała;
O Seczykowskim w gazecie,
Co do jego bezbożności;
Ledwie puścili po świecie,
Baby druk bez ostrożności;
Jakby wdowód przypowieści,
Że Xiądz taki i niewiasta;
Co do ich bezbożnej treści,
Jak raz są z jednego ciasta […]

Dla Ananiasza Kościół był instytucją kształtującą etykę i moralność. Sam chodził przykładnie w niedzielę na Mszę św. i twierdził, że „zawsze po wyjściu z Kościoła/Człowiek nowych sił nabiera […]”
W jednym z wierszyków (z 21 marca) autor „Żurnala” z oburzeniem skomentował zachowanie jednego z gości (p. Kazimierza) na imieninach Józieczki, który chwalił się, że tańczył w Wielkim Poście i dwa lata nie był u spowiedzi św.:

[…] Jeszcze się ztem popisuje,
Jakby Cygan z swej kradzieży;
Więc moralność bardzo psuje,
Złym przykładem dla młodzieży;
A Józia tego nie chciała,
Gust się wahał i Antosi;
Jedna i druga tańcowała,
Kusiciela czart przynosi;
W czterdziestowym wszakże poście,
I Chrystusa dijabeł kusił;
Bodaj byż ty chodził w kroście,
Z Żydami się macą dusił;
Aniżeli starość zdradzać,
Wobec Józi i Antosi;
Taką rozpustę wprowadzać,
Mnie choć Józia na to prosi […]
Od pokusy Kazimierza,
Mężny opór grzechom stawiać;
Wiem do czego on już zmierza,
Sidła niewinnym zastawiać […]
Gdyby miękiszem się dusił,
A złe chęci octem kwasił;
Więcej panienek niekusił,
Cudzym dobrem się nie łasił […]

Ananiasz Rodziewicz zmarł 12 VIII 1877 r. (jego żona – w dwa lata później, 23 XI 1879). Oboje zostali pochowani na cmentarzu kalwaryjskim w Mińsku. W 1996 r., nakładem warszawskiego Ośrodka Ochrony Zabytkowego Krajobrazu, ukazała się praca zbiorowa pt. Rzymsko-Katolicki Cmentarz kalwaryjski w Mińsku na Białorusi. Na s. 99-100 znalazła się wzmianka o istniejącym jeszcze, choć mocno zniszczonym obelisku z piaskowca (z utrąconym krzyżem), pod którym spoczywa Ananiasz Rodziewicz i jego żona Anna. Na innych stronach spotkałam ponadto nazwiska wielu postaci, znanych mi z pradziadkowych wierszyków i rodzinnych opowieści. Cmentarz kalwaryjski w Mińsku, podobnie jak „Żurnal domowy” A. Rodziewicza, należą do nielicznych zabytków polskości na Kresach, aczkolwiek pierwszy z nich ma rangę pomnika kultury narodowej, drugi zaś jest tylko skromnym zapiskiem ukazującym cząstkę życia jednej z mińskich rodzin. Z takich okruchów składa się jednak również polska kultura. Jak już wspomniałam, ocalała niewielka część „Żurnala” (w prezentowanym tu tekście przytoczyłam fragmenty wybrane spośród 30 zachowanych wierszyków). Wydaje się jednak, że warto wspomnieć również o takich drobnych oznakach polskości, choćby z uwagi na polszczyznę autora wierszyków, świadczącą o tym, że język ten udało się zachować przynajmniej w niektórych kręgach ludności kresowej, mimo czynionych przez carat prób wyrugowania go nie tylko ze szkół, wydawnictw i urzędów, lecz także z codziennego życia Polaków.
Jesienią 1996 r. pojechałam na wycieczkę, w której programie był kilku¬godzinny pobyt w Mińsku. W planach nie uwzględniono zwiedzania cmentarza kalwaryjskiego. Na moją gorącą prośbę zgodzono się jednak – rezyg¬nując z innych rzeczy – podjechać pod cmentarz. Na odszukanie grobu pradziadków miałam 15 minut. Choć dzięki wspomnianej książce znałam jego lokalizację, znalezienie mogiły nie było łatwe. W ostatniej chwili udało się jednak trafić na miejsce spoczynku Ananiasza i Anny. Obelisk był w trzech częściach. Na głównej, pozbawionej krzyża, znajdował się mocno już zatarty napis. Był to jednak z pewnością grób moich przodków, których cząstkę życia dane mi było poznać z małych, pożółkłych kartek „Żurnala”.

 

LITERATURA

Brykowski R. (red.)
1996 r. Rzymsko-katolicki cmentarz kalwaryjski w Mińsku na Bialorusi, opr. T. Czerniawska, A. Jaroszewicz, Narodowa Instytucja Kultury, seria: Cmentarze na dawnych Kresach Wschodnich Rzeczypospolitej, t. l, Warszawa.

Korzon T.
1908 r. Mińsk w połowie XIX wieku. Ze wspomnień osobistych, [w:] Kalendarz za rok przestępny 1908, Mińsk, s. 44-63.

Kowalewska Z.
1912 r. Obrazki mińskie 1850-1863, Wilno, nakład księgarni Józefa Zawadzkiego.

Życka L., Leska M.
1939 r. Działalność popowstaniowa Polaków na Ziemi Mińskiej, Warszawa, wyd. Koło Przyjaciół Uchodźców z Mińszczyzny.

—————-

(1). Chodzi tu o cmentarz i kaplicę cmentarną na tzw. Złotej Górce. Jak pisał T. Korzon: „Za miastem, na przedłużeniu ulicy Zacharzewskiej, na Złotej Górce stała kaplica cmentarna, drewniana, wcale nie złota i nie złocona, owszem uboga i tak szczupła, że przy licznych pogrzebach i nabożeństwach zadusznych kaznodzieja mówił z ambony urządzonej pod gołym niebem, ale osłoniętej daszkiem” (Korzon 1908, s. 50).

(2). W książce L. Życkiej i M. Leskiej znajdujemy następującą informację: „W planach rosyjskich leżało rozbicie ustroju kościoła w Mińszczyźnie i w ogóle w tzw. «kraju zabranym». Żyliński [prałat zarządzający diecezją Wileńską, a następnie diecezją Mińską — dop. D.T.-K.] znalazł w tej robocie pomocników wśród księży, którzy duchownymi zostali bez powołania, jak Sęczykowski i Jurgiewicz. Ci ludzie sprzedajni zmieniali rytuały kościelne w myśl prawosławia i grabili skarbce. Sęczykowski w końcu na skargę parafian, którym przyświadczyło duchowieństwo prawosławne, został usunięty na skutek śledztwa za ograbienie kościoła w Hłusku z historycznych kosztowności […]” (Życka, Leska 1939, s. 31).