4. Czesław Noniewicz – Za Wilnem, rozdział To miało być gniazdo…
To miało być gniazdem
Miejscowość Łoza w przeszłości posiadała oficjalną nazwę Nowy Dwór i należała do majątku Punżany. Później utrwaliła się nazwa Łoza. Z pytaniem o Łozę zwróciłem się do pani Ireny Słabkowicz, wnuczki przedwojennego właściciela tego folwarku. Odpowiedziała obszernym listem, którego fragment warto przytoczyć.
Dziadek mój, jak się zdaje był człowiekiem nieco lekkomyślnym i marzycielem. Podobnie nie liczył się z surowymi wymaganiami rzeczywistości, gdy nabył część Łozy. Gospodarowanie się zaczynało niemal od zera. Był czas, że Joanna Rodziewiczowi – Gosia, jak ją zwał małżonek – sama krzątała się przy inwentarzu i piekła wielkie sterty blinów, które stanowiły podstawę wyżywienia. Na jednym ze zdjęć rodzinnych widzimy ja jako 50-letnią kobietę z rozdętą szyją chorobliwie nalaną twarzą i spuchniętymi stopami. Ale za cenę jej zdrowia, dzięki gospodarności i oszczędności oraz wytężonej pracy rządcy Tomasza, Łoza stała się tym, czym być miała, to znaczy sprawnie funkcjonującym i przynoszącym dochód mająteczkiem, miłym miejscem wakacyjnych spotkań rodzeństwa.
Piotr Rodziewicz, właściciel Łozy, podobnie jak Aleksander Rodziewicz, który osiadł w Pryciunach, pochodził z miejscowości Podobce koło Bujwidz. W Podobcach, niedużej, bo liczącej 8-10 domów wiosce, znajdowały się dwa domy ze wsi, bowiem żył i pracował w mieście. W okresie międzywojennym prowadził on biuro podań w Wilnie przy Wielkiej Pohulance, tuż przed teatrem. Rodziewiczowie wynajmowali całe piętro okazałej kamienicy i prowadzili tam również pensjonat. Jednakże, gdy nadarzyła się okazja, kupiono ziemię w Łozie, która sąsiadowała z miejscowością Podobce.
Mówi Wanda Klubińska, najmłodsza córka Piotra Rodziewicza:
Ojciec kupił ziemię od Stabrowskiego w 1926 roku. Było tego 34 hektary, zaś w roku 1938 również od Stabrowskiego dokupił 36 hektarów. Na kupionej ziemi znajdowały się bardzo skromne zabudowania – tylko chłopska chata i chlewik. Budowanie ojciec rozpoczął od renowacji i rozbudowy chłopskiej chaty, bowiem gospodarstwo prowadziła mama i musiała gdzieś mieszkać. Właściwie kupno ziemi było zrealizowanym marzeniem mojej mamy i ona gospodarowała. W prowadzeniu gospodarstwa pomagał Tomasz Gregorowicz, zarządca. Dom był wciąż powiększany, a tuż przed wojną powzięto decyzję wybudowana nowego domu, nawet zgromadzono budulec. Moja mama, z domu Podlecka, pochodziła ze Świętnik. Rodzice pobrali się przed rokiem 1907, gdyż w tym właśnie roku urodziła się moja najstarsza siostra Stanisława, zaś w 1909 roku Maria, a Paweł w roku 1911. Dzieci uczyły się w Wilnie. Najstarsza ukończyła Gimnazjum Nazaretanek i poszła na geografię w USB. Geografii nie ukończyła, bo wyszła za mąż i wyjechała do Gdyni – mąż zawodowo był związany z morzem. Maria uczyła się u Nazaretanek, lecz później została przeniesiona do innego gimnazjum. Wstąpiła na medycynę USB, zaś po ukończeniu była rok na stażu, a następnie niecały rok (do wybuchu wojny) lekarzem w Święcianach. Tam poznała przyszłego męża, też lekarza, który był starszym kolegą z Uniwersytetu. Pobrali się w Wilnie i podczas wojny pracowali oboje w Niemenczynie. Mój braciszek Paweł ukończył Gimnazjum Słowackiego, chociaż szło mu to z trudem, i wstąpił na rolnictwo USB. Kierunku tego nie ukończył z powodu wojny. Ja zarówno podstawówkę jak też gimnazjum miałam w Wilnie. Było to gimnazjum Nazaretanek. Wojna przerwała moją edukację.
Miejscowość Łozy tonęła w lesie. Oprócz domu Rodziewiczów był tam jeszcze domek Butkiewicza, któremu Stabrowski sprzedał dwa hektary ziemi. Las pochodził do Łozy z trzech stron. Od strony Korejwiszek był to las wysokopienny, zaś w kierunku Punżan ciągnął się teren podmokły, bagienny. Droga do Tautuliszek też szła przez las. Warunki naturalne, a być może też inne okoliczności sprawiły, że w czasie wojny Łoza stała się gniazdem akowców. Było to główne siedlisko 4-tej Brygady „Ronina”.
Łoza przypominała obóz warowny. Od rana do późnej nocy zjawiały się lub opuszczały ją formujące się drużyny i plutony. Cały folwark państwa Rodziewiczów był w posiadaniu sztabu brygady. Naturalnie za zgodą seniora roku, który brał żywy udział w naradach dowódców…Do stołu zasiadało zazwyczaj kilkanaście osób. Pani domu i jej starsza córka troiły się, by niczego nie zabrakło miłym gościom. Wandeczka, najmłodsza latorośl, pomagała niewiastom, lecz czyniła to trochę z przymusu. Zamiast biegać do kuchni po gorące dania – krążyła wokół stołu. Chciała być podziwiana przez młódź kawalerską.. Do wszystkich miała zalotny uśmiech, bez względu na szarżę i stopień funkcyjny. Może tylko panów oficerów traktowała z nieco większym szacunkiem i powagą. Wiadomo – byli rodzynkami wśród partyzanckiej braci.
Folwark Łoza przed wojną był szykowany ogromnym nakładem sił i środków państwa Rodziewiczów jako gniazdo rodzinne. Dom prawdopodobnie stałby się przedmiotem troski i dumy kolejnych jego spadkobierców. Pierwszym spadkobiercą byłby Paweł, a lubił krzątać się przy gospodarstwie i wybrał rolnictwo za przedmiot swego doskonalenia zawodowego. Wojna przekreśliła to wszystko. Zaprzysiężony w AK, musiał uciekać z Wileńszczyzny. Zginął w PRL na tak zwanych ziemiach odzyskanych.
Siedzą: w środku para młoda – Stanisława Rodziewiczówna i Kazimierz Siwicki, obok Jerzy Rodziewicz z Pryciun. Wśród stojących: Maria Rodziewiczówna (pierwsza z prawej) Ludwika Rodziewiczówna z Pryciun (trzecia z lewej) Paweł Rodziewicz (czwarty z lewej)
Fragment książki Czesława Noniewicza „Za Wilnem”.Towarzystwo Miłośników Wilna i Ziemi Wileńskiej – Bydgoszcz 2002 r.